Grupa Azoty pierwsza runda Mistrzostw

Optymizm i nadzieja to wierni towarzysze każdego szachisty – przed pierwszą partią turnieju. Prawdziwą sztuką jest wytrwać do ostatniej rundy i ich nie stracić. Niestety, przy systemie pucharowym po pierwszej rozegranej partii dla części zawodników pozostanie już tylko nadzieja. Porażka oznacza, że nie będzie już czasu na rozegranie 2–3 remisowych partii i odzyskanie straconego terenu w dwóch kolejnych. Trzeba wygrywać! Wóz albo przewóz!

Jak w tej stresującej sytuacji radzili sobie nasi mistrzowie? Oczywiście na drobiazgowe analizy z wykorzystaniem pomocnej dłoni (slotu?) krzemowego guru przyjdzie jeszcze czas – tymczasem przespacerujmy się wśród stolików na sali turniejowej.

Wielkie powroty

Wprawne oko kibica szachowego błyskawicznie wyłuska z listy startowej nazwiska dwóch szachistów, którzy jeszcze przed kilku laty byli pewnymi uczestnikami finałów MP i niejednokrotnie zdobywcami medali.

Tomasz Markowski i Robert Kempiński – jak wyglądał ich powrót? Obaj mieli wysoko zawieszone poprzeczki.

Tomaszowi Markowskiemu los przydzielił zeszłorocznego mistrza Polski – Kacpra Pioruna. Wierny swym debiutowym preferencjom ustawił figury na 3 liniach. Niestety, znakomicie przygotowany przeciwnik doprowadził do wymiany białopolowych gońców, „wbił” piona najpierw na pole d3, a zaraz potem na d2. Mistrz Polski z 1993 roku będzie miał jutro możliwość doprowadzenia do dogrywki. Zdecydowanie lepiej wykorzystał swe szanse Robert Kempiński. W strategicznej partii, rozegranej z żelazną konsekwencją, nie pozostawił legendzie polskich szachów, Michałowi Krasenkowowi, żadnych złudzeń. Jednak tylko naiwni mogliby sądzić, że wieloletni lider polskiej reprezentacji łatwo odda jutro swą skórę. Czeka nas wyborne widowisko!

Młodość, czyli pukając do nieba bram

Paweł Teclaf 18 lat
Igor Janik 21 lat
Szymon Gumularz 20 lat

Na drodze do podium los postawił przed nimi trzech (zahartowanych w bojach) arcymistrzów. Ci okazali się jednakże surowymi egzaminatorami. Szymon Gumularz w partii z Wojciechem Morandą (grając białymi bierkami) mógł jedynie bezsilnie obserwować manewry czarnych skoczków i tajemnicze wizyty jednego z nich na polu a7. Radosław Wojtaszek skrzyżował szpady z Igorem Janikiem. Korzystając ze wskazówki jednego z rosyjskich trenerów – „z juniorami do końcówki”, przeszedł do w miarę równej końcówki wieżowej, w której bezbłędnie zrealizował przewagę 200 punktów rankingowych. Jedynie Paweł Teclaf stanął na wysokości zadania, uzyskując remis z Mateuszem Bartlem.
Niemniej jednak, przyjmując analogię do nieśmiertelnych trzech muszkieterów, przyjdzie nam zapewne poczekać na przybycie d`Artagnana.

Matadorzy

Wyniki w partiach Grzegorza Gajewskiego z Marcinem Dziubą oraz Daniela Sadzikowskiego z Bartoszem Soćko to bynajmniej nie krótkie, „arcymistrzowskie” remisy. Ostre, skomplikowane pozycje z grą z różnostronnymi roszadami dostarczyły obserwującym silnych wrażeń. Grającym z pewnością też. Inna sytuacja wystąpiła w partii Jacka Tomczaka. Po ruchu g2-g3, zamiast typowego Gg2, sympatyczny arcymistrz zaskoczył wszystkich (może nawet i siebie) ruchem Gh3 z wymianą gońców. Mimo heroicznej obrony, jedynka w tabeli pojawiła się przy nazwisku Bartłomieja Heberli.

Na kobiecych szachownicach

Panie już od ponad stu lat przyzwyczajają swych kibiców do bezkompromisowości i awersji do remisowych rozwiązań. Pięć partii – pięć zwycięstw (i tyleż porażek).

Pierwsza wyjaśniła sytuację Julia Antolak. Podczas wizyty w studiu komentatorskim z dużą satysfakcją komentowała swoje posunięcia w partii zgrabnie wygranej z Iwetą Rajlich.

Wracająca do wyczynowych szachów Joanna Dworakowska uzyskała czarnymi satysfakcjonującą pozycję w wariancie Najdorfa (z f4). Następnie oddała jakość za uzyskanie groźnych pionów w centrum. Gdy wydawało się, że czarne będą świętować wkrótce triumf swej strategii, pani Joanna wykonała serię nieprecyzyjnych posunięć zakończoną poważnym błędem.

Być debiutantką w tak poważnym turnieju nie jest łatwo. Jeszcze trudniej, gdy po drugiej stronie szachownicy siedzi Karina Cyfka. Partia hiszpańska przyniosła znikome korzyści grającej białymi Michalinie Rudzińskiej. Arcymistrzyni uzyskała groźną parę gońców i silny nacisk po poświęceniu jakości. Pozycja białych trzeszczała wręcz w szwach, lecz wciąż można było się bronić. Dopiero tragiczny w skutkach ruch skoczkiem (29. posunięcie) wymusił niemal natychmiastową kapitulację białych.

Do 7. posunięcia Alicja Śliwicka mogła być zadowolona ze swej gry. I właśnie wtedy zagrała 8…e5, odstępując białemu skoczkowi pole d6. Klaudia Kulon takich okazji nie marnuje. Być może nie najkrótszą drogą, ale pewnie sięgnęła po cały punkt.

W pojedynku na szczycie zmierzyły się Monika Soćko z Jolantą Zawadzką. Wymienny wariant partii hiszpańskiej dał czarnym przewagę. Białe, broniąc się uporczywie, wykorzystywały nawet drobne niedokładności czarnych. Gdy wydawało się, że remisowa przystań jest tuż tuż, pani Monika wykonała samobójczy ruch skoczkiem.

Tekst: Tomasz Makowski, Mat

Foto: Weronika Poczwardowska